[Uwaga: post tasiemiec]
Palety UD z serii Naked budzą we mnie instynkt kolekcjonerski:) Kiedy na rynku pojawiła się pierwsza Naked, kosmetyczny światek oszalał na jej punkcie i ja również dałam się ponieść temu szaleństwu. Swój egzemplarz kupiłam będąc w odwiedzinach u znajomych w Irlandii, w sklepie Debenhams. Pamiętam, że miła konsultantka chciała otworzyć dla mnie paletkę żebym mogła zobaczyć jak się prezentuje, ale przecież ja widziałam już tyle swatchy w internecie, że mogłabym wyrecytować jej nazwy wszystkich cieni i to od tyłu:P
Odwiedziłam wtedy wiele nieznanych mi sklepów, min. Lush czy Mac i kupiłam sporo kosmetyków, ale to Naked była najcenniejszym łupem jaki przywiozłam do domu z Zielonej Wyspy:) I tak się wszystko zaczęło...
Wtedy jednak nie przypuszczałam, ze seria Naked będzie miała swoją kontynuację choć teraz wydaje mi się to zupełnie zrozumiałe. Pierwsza paleta odniosła ogromny sukces, a przecież nie zabija się kury znoszącej złote jajka:) Tym sposobem, dziś w mojej kolekcji mam trzy paletki Naked, pierwszą zakupioną na wspomnianej wycieczce, drugą w polskiej Sephorze i trzecią, która dotarła do mnie za sprawą kochanej Marti:)
Chciałabym dziś zaprezentować Wam zestawienie wszystkich trzech, bo może jest wśród Was ktoś, kto zastanawia się nad zakupem swojej Naked, a niekoniecznie tak jak ja, czuje potrzebę posiadania każdej:) Poruszę kwestię jakości cieni, bo moim zdaniem paletki różnią się pod tym względem, ale nie będę się rozwodzić nad tym która jest najładniejsza- to musicie ocenić same:) Każda jest inna i każda komuś innemu będzie pasować.
NAKED
Pierwsza i moim zdaniem najlepsza jakościowo paleta z serii. Zamknięta w kartonowym opakowaniu zamykanym na magnes i pokrytym jakimś rodzajem materiału (zamsz? welur?) które u mnie wygląda niemal jak w dniu zakupu, ale wiem że wielu osobom się zniszczyło. Do palety dołączona była miniaturka bazy UD Primer Potion w wersji klasycznej oraz dwustronna kredka do oczu w kolorze Burbon i Zero.
Naked zawiera 12 cieni w neutralnych i w większości ciepłych odcieniach. Wszystkie co do jednego są fantastycznej jakości, miękkie, kremowe (choć pudrowe przecież) o świetnej pigmentacji. W palecie są dwa maty- Naked i Buck- ciepłe, średnie brązy które są idealne jako tzw. transition colors czyli cienie służące do rozcierania i tworzenia przejść pomiędzy kolorami. Wykończenie pozostałych cieni to coś pomiędzy perłowym a metalicznym, przy czym niektóre np. Sidecar mają wyraźne brokatowe drobinki. Najjaśniejsze Virgin i Sin są przepięknymi rozswietlaczami, ale ja lubię je też nosić na całej powiece, nadają spojrzeniu niesamowitej świetlistości. Half Baked to mój ulubieniec latem (ale nie tylko) i chyba najlepszy cień w całej gamie:)
Gdybym miała komukolwiek doradzać zakup jednej i tylko jednej palety Naked, to była by to właśnie ta ponieważ jakościowo jest najlepsza z całej trójki i ma kolory, które moim zdaniem są bardzo uniwersalne i pasują każdemu.
Moje ulubione cienie w tej paletce to: Sin, Sidecar (choć lubi się trochę osypywać), Half Baked i Toasted.
NAKED 2
Druga i niestety najgorsza pod względem jakości paletka z serii. Widać to wyraźnie na swatchach, wystarczy porównać choćby z jedynką, w której cienie rozprowadzają się na skórze jak masło, podczas gdy te w dwójce są jakieś suche i słabo napigmentowane. Dominuje tutaj raczej chłodna tonacja.
Tym razem cienie zamknięto w metalowej kasetce zamykanej na zatrzask, który czasem sprawia problemy. Do palety dołączono mini błyszczyk w odcieniu Naked, który bardzo przypadł mi do gustu i chętnie kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie, oraz dwustronny pędzelek, który moim zdaniem jest beznadziejny- włosie jest bardzo sztywne i drapiące, a część służąca do blendowania jest zdecydowanie za cienka i mało puchata.
Do zakupu tej palety skłoniły mnie trzy rzeczy: po pierwsze- nie wyobrażałam sobie mieć pierwszą paletkę, a nie posiadać drugiej (to jak z książką, nie można mieć tylko jednego tomu z trylogii- w mojej opinii oczywiście:), po drugie- Naked 2 pojawiła się w polskiej Sephorze, była więc dostępna od ręki, jak tu nie skorzystać? i po trzecie- TE swatche. Problem w tym, że cienie z mojej palety za żadne skarby nie chcą tak wyglądać:/ Próbowałam nakładać je na każdą bazę jaką mam, w tym na UDPP i co? Ano jak na załączonym wyżej obrazku. W porównaniu do kremowych cieni z jedynki, te wydają się suche, twarde i słabo napigmentowane. Nawet powtórzony w dwójce Half Baked nie jest w moim odczuciu tym samym cieniem.
W palecie są trzy maty: Foxy, niewidoczny właściwie na skórze cień o konsystencji i wyglądzie skrobi ziemniaczanej (całkowicie zbędny i szkoda na niego miejsca w palecie) Tease, niczego sobie chłodny brąz oraz matowa czerń Blackout, która jest niezła, ale widziałam lepsze czernie choćby u Sleeka. Na wyróżnienie zasługuje YDK, który choć lubi się zbijać w dziwne grudki podczas aplikacji, to jest bardzo ładnym, kremowym cieniem. Całkiem, całkiem są też Chopper i Snakebite.
Po Naked 2 sięgam bardzo rzadko, czuje do niej wręcz swego rodzaju niechęć. Być może wynika to z faktu, że tak naprawdę kupiłam ją dwa razy:/ Początkowo zamówiłam paletkę z zagranicy, ta jednak nigdy do mnie nie dotarła. Po kilku miesiącach oczekiwania, założyłam że paleta zapewne cieszy już kogoś innego i kupiłam drugą w Sephorze. Tak więc zapłaciłam dwa razy, paletę mam jedną i na dodatek niespecjalnie się z nią polubiłam. Smuteczek:P
NAKED 3
Na trójkę zachorowałam, jak tylko zobaczyłam zapowiedzi w internecie. Co prawda po doświadczeniach z poprzedniczką trochę się obawiałam, ale co tam, raz się żyje. Poza tym paleta składa się w większości z odcieni różu, w którym nieskromnie uważam że prezentuję się całkiem nieźle:P Niestety we wszystkich znanych mi sklepach internetowych z zagraniczną wysyłką paleta była wyprzedana, ale z pomocą przyszła mi Marti :* która zgodziła się kupić mi tę paletkę:)
Opakowanie, podobnie jak w Naked 2 jest metalowe (a może to plastik tak sprytnie udający metal?) i w kolorze różowego złota, co w moim osobistym rankingu daje tej paletce +10 do zaje*****ści:P Dodatkowo jest pędzelek, trochę lepszy niż w dwójce, bo bardziej puchaty ale i tak wolałabym kredkę. No i cztery próbki bazy pod cienie, co początkowo myślałam że jest jakimś żartem. Mina mi zrzedła kiedy wycisnęłam jedną saszetkę do pustego słoiczka i okazało się że jest jej całkiem sporo. Na dodatek bazy są różnego rodzaju, klasyczna, błyszcząca, matująca i anti age. Fajnie:)
Jakościowo paletce znacznie bliżej do jedynki niż do dwójki, uff:) Choć zdarzają się niewypały jak choćby Dust czy Darkside, to pozostałe cienie oceniam pozytywnie. Jak tylko otworzyłam paletę wiedziałam, ze moimi ulubieńcami będą Buzz i Trick- i tak się właśnie stało, są absolutnie piękne. Polubiłam też Burnout, Liar i Mugshot.
W palecie są trzy maty- Strange, bardzo bardzo jasny róż, Light- średni róż i Nooner, nieco ciemniejszy taki bardziej przykurzony odcień różu/fioletu z odrobiną szarości (mauve). Bardzo ciekawym cieniem jest Blackheart, który składa się z czarnej matowej bazy i różowych iskierek. Stosowany na sucho nie robi wielkiego wrażenia, swój urok ujawnia dopiero nałożony na coś w stylu Duraline lub Fix+.
Uważam, że tą paletą UD zrehabilitowało się w moich oczach:)
Ulubione cienie z Naked 3: Buzz, Trick i Burnout.
Podsumowując cieszę się, że mam wszystkie trzy- nawet Naked 2;) wiem że gdybym jej nie kupiła, nie dawałaby mi spokoju- tak już mam:D Czy kupię Naked 4 jeśli się pojawi? Pewnie tak, choć nie mam pojęcia co jeszcze można wymyślić w kwestii neutralnych cieni.
Wiem że jest jeszcze Naked Basics i nawet kiedyś chciałam ja kupić, ale doszłam do wniosku że maty jakie mam w tych trzech paletach Naked w zupełności mi wystarczą. Poza tym, uważam że akurat matowe cienie wyszły UD najsłabiej.
Czasem kuszą mnie też kolorowe palety UD, jednak choć są piękne nie znalazłabym dla nich zastosowania w codziennym makijażu- są zbyt pstrokate. Dlatego podziwiam je u innych i chyba tak zostanie, ale się nie zarzekam:D
I to chyba na tyle, chapeau bas dla tych co dobrnęli do końca- to chyba najdłuższy post w mojej blogowej "karierze". Miejmy nadzieję, że nie wejdzie mi to w nawyk:P
Pa!