Image Slider

Sea my nails- podejscie pierwsze...

| On
20:48
...ale z pewnością nie ostatnie, bo motywy morskie na paznokciach chodzą za mną od dawna. A właściwie odkąd zobaczyłam TO  zdobienie. Wspaniałe, co? Niestety moja wąska płytka nie pozwala mi tak zaszaleć ze stemplami, niemniej jednak starałam się stworzyć coś zainspirowanego tym pięknym zdobieniem.
Oto jak wyszło:


Do zdobienia użyłam białego lakieru Sally Hansen, Xtreme Wear- White On, który nałożyłam jako bazę. Następnie pomalowałam paznokcie dwoma warstwami lakieru Claire's Splatter Blue, na którym odbiłam wzorki z płytki MoYou- Sailor 08. Stempelki zrobiłam białym lakierem, a potem całość pokryłam niebieskim żelkiem OPI Sheer Tints- I can teal you like me
Chciałam uzyskać efekt głębi i chyba trochę mi się udało, choć zdjęcia spłaszczają obraz. 
Muszę też pamiętać, żeby następnym razem robić takie zdobienie w stronę "od siebie", o wiele łatwiej je wtedy sfotografować. 





Co myślicie?
W ogóle, mam nadzieję że nie przeszkadza Wam za bardzo, że ostatnio wrzucam praktycznie same zdobienia:P Po prostu korzystam póki mam wenę:D Jutro ulubieńcy- obiecuję:)

Sekretne zycie pszczol...

| On
16:00
Od dziecka uwielbiam pszczoły, miód i wszystko co z nimi związane. Moja rodzina kiedyś nawet hodowała te pożyteczne zwierzęta. Smaku i zapachu plastra miodu prosto z ula nie da się zapomnieć ani z niczym porównać:) 
Dlatego też, kiedy zobaczyłam wodne naklejki z bzyczącym owadem na bornprettystore.com wiedziałam że muszę je wypróbować. 


Najpierw pomalowałam paznokcie warstwą dobrze kryjącego białego lakieru (np. Sally Hansen Xtreme Wear, White On), a następnie dwoma warstwami OPI I'm Never Amberrassed (żółty z kolekcji Sheer Tints). Kiedy wszystko ładnie podeschło, z tej płytki odbiłam wzorki wyglądające jak plastry miodu. Użyłam do tego pomarańczowego lakieru Revlon, Orange Blossom. Na koniec "nakleiłam" wspomniane naklejki wodne. Było to prostsze niż myślałam, wystarczyło trzymać się instrukcji na opakowaniu:) Potem już tylko top coat i gotowe.
Nie polecam używania preparatów typu Poshe czy Seche Vite- bo rozpuszczają naklejki. Lepiej pomalować paznokcie zwykłym bezbarwnym lakierem, a na niego ewentualnie położyć utwardzacz. 



Czytałyście "Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd? Jeśli nie, to serdecznie polecam- to jedna z moich ulubionych książek:)


Jeśli zaś macie ochotę zaszaleć z paznokciami na wiosnę, to zapraszam Was na zakupy do:

http://www.bornprettystore.com/

Urban Decay, Naked 1, 2 i 3

| On
14:03
[Uwaga: post tasiemiec]
Palety UD z serii Naked budzą we mnie instynkt kolekcjonerski:) Kiedy na rynku pojawiła się pierwsza Naked, kosmetyczny światek oszalał na jej punkcie i ja również dałam się ponieść temu szaleństwu. Swój egzemplarz kupiłam będąc w odwiedzinach u znajomych w Irlandii, w sklepie Debenhams. Pamiętam, że miła konsultantka chciała otworzyć dla mnie paletkę żebym mogła zobaczyć jak się prezentuje, ale przecież ja widziałam już tyle swatchy w internecie, że mogłabym wyrecytować jej nazwy wszystkich cieni i to od tyłu:P 
Odwiedziłam wtedy wiele nieznanych mi sklepów, min. Lush czy Mac i kupiłam sporo kosmetyków, ale to Naked była najcenniejszym łupem jaki przywiozłam do domu z Zielonej Wyspy:) I tak się wszystko zaczęło...



Wtedy jednak nie przypuszczałam, ze seria Naked będzie miała swoją kontynuację choć teraz wydaje mi się to zupełnie zrozumiałe. Pierwsza paleta odniosła ogromny sukces, a przecież nie zabija się kury znoszącej złote jajka:) Tym sposobem, dziś w mojej kolekcji mam trzy paletki Naked, pierwszą zakupioną na wspomnianej wycieczce, drugą w polskiej Sephorze i trzecią, która dotarła do mnie za sprawą kochanej Marti:)

Chciałabym dziś zaprezentować Wam zestawienie wszystkich trzech, bo może jest wśród Was ktoś, kto zastanawia się nad zakupem swojej Naked, a niekoniecznie tak jak ja, czuje potrzebę posiadania każdej:) Poruszę kwestię jakości cieni, bo moim zdaniem paletki różnią się pod tym względem, ale nie będę się rozwodzić nad tym która jest najładniejsza- to musicie ocenić same:) Każda jest inna i każda komuś innemu będzie pasować. 

NAKED


Pierwsza i moim zdaniem najlepsza jakościowo paleta z serii. Zamknięta w kartonowym opakowaniu zamykanym na magnes i pokrytym jakimś rodzajem materiału (zamsz? welur?) które u mnie wygląda niemal jak w dniu zakupu, ale wiem że wielu osobom się zniszczyło. Do palety dołączona była miniaturka bazy UD Primer Potion w wersji klasycznej oraz dwustronna kredka do oczu w kolorze Burbon i Zero. 


Naked zawiera 12 cieni w neutralnych i w większości ciepłych odcieniach. Wszystkie co do jednego są fantastycznej jakości, miękkie, kremowe (choć pudrowe przecież) o świetnej pigmentacji. W palecie są dwa maty- Naked i Buck- ciepłe, średnie brązy które są idealne jako tzw. transition colors czyli cienie służące do rozcierania i tworzenia przejść pomiędzy kolorami. Wykończenie pozostałych cieni to coś pomiędzy perłowym a metalicznym, przy czym niektóre np. Sidecar mają wyraźne brokatowe drobinki. Najjaśniejsze Virgin i Sin są przepięknymi rozswietlaczami, ale ja lubię je też nosić na całej powiece, nadają spojrzeniu niesamowitej świetlistości. Half Baked to mój ulubieniec latem (ale nie tylko) i chyba najlepszy cień w całej gamie:)
Gdybym miała komukolwiek doradzać zakup jednej i tylko jednej palety Naked, to była by to właśnie ta ponieważ jakościowo jest najlepsza z całej trójki i ma kolory, które moim zdaniem są bardzo uniwersalne i pasują każdemu.
Moje ulubione cienie w tej paletce to: Sin, Sidecar (choć lubi się trochę osypywać), Half Baked i Toasted.

NAKED 2


Druga i niestety najgorsza pod względem jakości paletka z serii. Widać to wyraźnie na swatchach, wystarczy porównać choćby z jedynką, w której cienie rozprowadzają się na skórze jak masło, podczas gdy te w dwójce są jakieś suche i słabo napigmentowane. Dominuje tutaj raczej chłodna tonacja.
Tym razem cienie zamknięto w metalowej kasetce zamykanej na zatrzask, który czasem sprawia problemy. Do palety dołączono mini błyszczyk w odcieniu Naked, który bardzo przypadł mi do gustu i chętnie kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie, oraz dwustronny pędzelek, który moim zdaniem jest beznadziejny- włosie jest bardzo sztywne i drapiące, a część służąca do blendowania jest zdecydowanie za cienka i mało puchata. 


Do zakupu tej palety skłoniły mnie trzy rzeczy: po pierwsze- nie wyobrażałam sobie mieć pierwszą paletkę, a nie posiadać drugiej (to jak z książką, nie można mieć tylko jednego tomu z trylogii- w mojej opinii oczywiście:), po drugie- Naked 2 pojawiła się w polskiej Sephorze, była więc dostępna od ręki, jak tu nie skorzystać? i po trzecie- TE swatche. Problem w tym, że cienie z mojej palety za żadne skarby nie chcą tak wyglądać:/ Próbowałam nakładać je na każdą bazę jaką mam, w tym na UDPP i co? Ano jak na załączonym wyżej obrazku. W porównaniu do kremowych cieni z jedynki, te wydają się suche, twarde i słabo napigmentowane. Nawet powtórzony w dwójce Half Baked nie jest w moim odczuciu tym samym cieniem. 
W palecie są trzy maty: Foxy, niewidoczny właściwie na skórze cień o konsystencji i wyglądzie skrobi ziemniaczanej (całkowicie zbędny i szkoda na niego miejsca w palecie) Tease, niczego sobie chłodny brąz oraz matowa czerń Blackout, która jest niezła, ale widziałam lepsze czernie choćby u Sleeka. Na wyróżnienie zasługuje YDK, który choć lubi się zbijać w dziwne grudki podczas aplikacji, to jest bardzo ładnym, kremowym cieniem. Całkiem, całkiem są też Chopper i Snakebite.
Po Naked 2 sięgam bardzo rzadko, czuje do niej wręcz swego rodzaju niechęć. Być może wynika to z faktu, że tak naprawdę kupiłam ją dwa razy:/ Początkowo zamówiłam paletkę z zagranicy, ta jednak nigdy do mnie nie dotarła. Po kilku miesiącach oczekiwania, założyłam że paleta zapewne cieszy już kogoś innego i kupiłam drugą w Sephorze. Tak więc zapłaciłam dwa razy, paletę mam jedną i na dodatek niespecjalnie się z nią polubiłam. Smuteczek:P 

NAKED 3


Na trójkę zachorowałam, jak tylko zobaczyłam zapowiedzi w internecie. Co prawda po doświadczeniach z poprzedniczką trochę się obawiałam, ale co tam, raz się żyje. Poza tym paleta składa się w większości z odcieni różu, w którym nieskromnie uważam że prezentuję się całkiem nieźle:P Niestety we wszystkich znanych mi sklepach internetowych z zagraniczną wysyłką paleta była wyprzedana, ale z pomocą przyszła mi Marti :* która zgodziła się kupić mi tę paletkę:)
Opakowanie, podobnie jak w Naked 2 jest metalowe (a może to plastik tak sprytnie udający metal?) i w kolorze różowego złota, co w moim osobistym rankingu daje tej paletce +10 do zaje*****ści:P Dodatkowo jest pędzelek, trochę lepszy niż w dwójce, bo bardziej puchaty ale i tak wolałabym kredkę. No i cztery próbki bazy pod cienie, co początkowo myślałam że jest jakimś żartem. Mina mi zrzedła kiedy wycisnęłam jedną saszetkę do pustego słoiczka i okazało się że jest jej całkiem sporo. Na dodatek bazy są różnego rodzaju, klasyczna, błyszcząca, matująca i anti age. Fajnie:)


Jakościowo paletce znacznie bliżej do jedynki niż do dwójki, uff:) Choć zdarzają się niewypały jak choćby Dust czy Darkside, to pozostałe cienie oceniam pozytywnie. Jak tylko otworzyłam paletę wiedziałam, ze moimi ulubieńcami będą Buzz i Trick- i tak się właśnie stało, są absolutnie piękne. Polubiłam też Burnout, Liar i Mugshot
W palecie są trzy maty- Strange, bardzo bardzo jasny róż, Light- średni róż i Nooner, nieco ciemniejszy taki bardziej przykurzony odcień różu/fioletu z odrobiną szarości (mauve). Bardzo ciekawym cieniem jest Blackheart, który składa się z czarnej matowej bazy i różowych iskierek. Stosowany na sucho nie robi wielkiego wrażenia, swój urok ujawnia dopiero nałożony na coś w stylu Duraline lub Fix+. 
Uważam, że tą paletą UD zrehabilitowało się w moich oczach:)
Ulubione cienie z Naked 3: Buzz, Trick i Burnout.

Podsumowując cieszę się, że mam wszystkie trzy- nawet Naked 2;) wiem że gdybym jej nie kupiła, nie dawałaby mi spokoju- tak już mam:D Czy kupię Naked 4 jeśli się pojawi? Pewnie tak, choć nie mam pojęcia co jeszcze można wymyślić w kwestii neutralnych cieni.
Wiem że jest jeszcze Naked Basics i nawet kiedyś chciałam ja kupić, ale doszłam do wniosku że maty jakie mam w tych trzech paletach Naked w zupełności mi wystarczą. Poza tym, uważam że akurat matowe cienie wyszły UD najsłabiej.
Czasem kuszą mnie też kolorowe palety UD, jednak choć są piękne nie znalazłabym dla nich zastosowania w codziennym makijażu- są zbyt pstrokate. Dlatego podziwiam je u innych i chyba tak zostanie, ale się nie zarzekam:D 

I to chyba na tyle, chapeau bas dla tych co dobrnęli do końca- to chyba najdłuższy post w mojej blogowej "karierze". Miejmy nadzieję, że nie wejdzie mi to w nawyk:P

Pa!